W czasie jak ona rozkładała swoje charakteryzatorskie klamoty, znaleźliśmy z Łukaszem nowe, czyste, nie jechane szkolne paruki. Ciąg dalszy był do przewidzenia i nic nie poradzę, że wychodze na zdjęciach jak ryjówka.
A ponieważ nasza Królowa umie wyglądać jak ktokolwiek, spodziewajcie się w najbliższym czasie rozwinięcia tematu Davida Bowie. Oraz prawdopodobnie Lady Gagi.
Bateria niezbędnych artefaktów została rozstawiona, Łukasz ugryzł mnie w głowę i transformacja się rozpoczęła.
Niestety posiwiacz nie dał rady (podobnie jak biała supra do spółki z aquą) więc zostałam zapakowana w perukę, której nie powstydziłby się Mozart.
Ani Dolly Parton gdybym tylko miała większe wiadomo-co.
Efekt po zaczesaniu wszystkiego do tyłu był powalający, a moja głowa urosła o jakieś 50%.
A teraz przed państwem hybryda Mozarta i Beethovena, z lekką domieszką gołębia, w stroju Karla Lagerfelda. I to w ruchu! :D
A ponieważ nie jestem Karlem Lagerfeldem, po rozpięciu kołnierzyka nie odpadła mi głowa ;)
Bardzo dziękuję Monice za tak niezwykłe przeżycie i moje przeżycie mimo, że zabierałam jej pędzle ;)