poniedziałek, 28 listopada 2011

Boski Karl

W nie mniej boskiej interpretacji Moniki.
W czasie jak ona rozkładała swoje charakteryzatorskie klamoty, znaleźliśmy z Łukaszem nowe, czyste, nie jechane szkolne paruki. Ciąg dalszy był do przewidzenia i nic nie poradzę, że wychodze na zdjęciach jak ryjówka.





A ponieważ nasza Królowa umie wyglądać jak ktokolwiek, spodziewajcie się w najbliższym czasie rozwinięcia tematu Davida Bowie. Oraz prawdopodobnie Lady Gagi.


Bateria niezbędnych artefaktów została rozstawiona, Łukasz ugryzł mnie w głowę i transformacja się rozpoczęła.





Niestety posiwiacz nie dał rady (podobnie jak biała supra do spółki z aquą) więc zostałam zapakowana w perukę, której nie powstydziłby się Mozart.


Ani Dolly Parton gdybym tylko miała większe wiadomo-co.


Efekt po zaczesaniu wszystkiego do tyłu był powalający, a moja głowa urosła o jakieś 50%.





A teraz przed państwem hybryda Mozarta i Beethovena, z lekką domieszką gołębia, w stroju Karla Lagerfelda. I to w ruchu! :D


A ponieważ nie jestem Karlem Lagerfeldem, po rozpięciu kołnierzyka nie odpadła mi głowa ;)
Bardzo dziękuję Monice za tak niezwykłe przeżycie i moje przeżycie mimo, że zabierałam jej pędzle ;)

Przerywamy program...

... by pochwalić się zjawiskowym dziełem z pracowni rysunku, nad którym wszyscy zawiśliśmy w kontemplacji.


Jak się widziało modela, to przestaje to być takie śmieszne.

Czarna środa

A może to był czwartek... W każdym razie życie przytłacza, sztalugi atakują, a kanapa wzywa.
8 rano nie jest stworzona dla studentów...






Gościnnie wystąpiły: Misztalowa-lowa i Ryba.

czwartek, 24 listopada 2011

Zaległe halloween

Powinno być z dużej litery, ale nie bądźmy zbyt poważni. Polewanie się sztuczną krwią powoduje za dużo chichotów na takie nadymanie się.

Zaczniemy od mojego klauna, bo ma najmniej zdjęć, a poza tym to głównie ja tu coś skrobię wiec należy mi się pierwsze miejsce. I, zdaniem części roku, była to jedna z bardziej obrzydliwych prac tego sezonu, dziękuję bardzo w imieniu swoim i Cezarego eSz., który nad wyraz wczuł się w rolę. Nawet rechotał jakby go mama urodziła w najwyższej wieży zamku w czasie burzy, przy akompaniamencie jakiegoś wielce rockowego kawałka z organami w tle. Hicior ;)

Zaczęliśmy od małego obciachu kucysiowego i dwóch minut nienawiści do fotoreporterów. Nie było innego wyjścia, przykro mi (wcale nie).
Potem do akcji wkroczył Pan Łysa Rajstopa, nieco ogłuszając mi modela, co w połączeniu z fryzurą, którą trzeba obchodzić dookoła powodowało radosne uniki przy każdym "co?".



Potem nastąpiła dość gwałtowna scena z udziałem dużej ilości krwi i mięsa, po której odbyło się bardzo integrujące smarowanie ciastem drożdżowym (bardzo, bardzo integrujące, praktycznie jesteśmy już rodziną).
Z tyłu wyglądało to tak:



 a w wersji nieco bardziej profeszynal:


 
Na równoległym planie, przy bezpośrednim zaangażowaniu Łukasza, swoją pracę tworzyła Ola. Dokładniejszą relację z przygotowań znajdziedzie na jej blogu.
Już sam projekt wyglądał obiecująco


Potem robiło się już coraz lepiej :D


Gwiazda rocka i miseczka krwi ;)


A teraz wrażliwi zakrywają oczy i pytają czy już:




Już ;)

Na deser (dość obfity) mamy totalnie wyjechaną pracę Łukasza, który skosił konkurencję ilością pracy i lateksu jaką w nią włożył ;)






Wszyscy angażowali się w realizację.



A Suvi wspierała jak mogła ;)




Mały backstage sesji:



I dzieło właściwe, ze udziałem gości specjalnych i w pięknych okolicznościach plenerowych naszej najbliższej okolicy. Zdolności aktorskie osób towarzyszących pozostawmy bez komentarza... ;)












A jeśli jeszcze nie macie dość, to zapraszam na małe obnażanko i wstydliwe szczególiki.






Szczęśliwie dotrwaliśmy do końca Posta z Oficjalnie Największą Liczbą Zdjęć Evah więc ocućcie nieprzytomnych i pamiętajcie



Peace! (wbrew pozorom)